Teraz czytasz
Radar, który wszystko zmienił

Radar, który wszystko zmienił

Jak większość dyscyplin, golf również od ponad 2 dekad zmienia się za sprawą technologii. Zmieniają się piłki, które lecą coraz dalej, zmieniają się kije, których wysublimowana technologia pozwala na coraz dłuższe uderzenia, na polach zaczynają jeździć samojezdne kosiarki, a w pełni automatyczny system nawadniania potrafiący samemu dostosowywać się do warunków pogodowych nikogo już nie dziwi. Podobnie jest z nauką samego zamachu i chociaż maszyny jeszcze nie zastąpiły trenerów, to znacząco wsparły i ułatwiły pracę. Ogromny wpływ miały na to różnego rodzaju symulatory lotu piłki i radary.  W tym TrackMan.

Co zmienił TrackMan?

Odpowiedź jest prosta: wszystko!

Po pierwsze, radary zmieniły proces powstawania sprzętu

Pierwszymi klientami Trackmana było pięć firm: Mizuno, Nike, Ping, Callaway i Taylormade i każda z tych firm po prezentacji nie zastanawiała się nawet 5 minut, czy podjąć współpracę. Dlaczego? Bo wcześniej musiały one radzić sobie z projektowaniem swoich kijów nieco po omacku i na ślepo.

Ping miał na przykład robota, który uderzał piłki, ale potrzebny był pracownik, który biegał po drivingu i stawał w miejscu, gdzie ona spadała, podczas gdy drugi mierzył laserem odległość. Można się tylko domyślać, w jakim szoku byli ludzie z tej firmy, kiedy Trackman wszystko wyliczył, zanim osoba od odległości zdążyła pobiec w odpowiednim kierunku.

Inna firma miała na drivingu rozłożone w rzędach setki mikrofonów, które rejestrowały uderzenie piłki o ziemię. Bardzo to droga i bardzo niedokładna metoda.

Wizytę w firmie Nike pomysłodawcy TrackMana relacjonowali tak: „Powiedzieliśmy im, że mamy prezentację, ale lepiej iść na driving i zobaczyć produkt. Poszliśmy, ustawiłem się, uderzyłem piłkę a oni spojrzeli na obraz lotu piłki i dane, po czym bez jednego pytania zaczęli bić brawo”.

Najlepszym dowodem na wartość TrackMana jest fakt, że wśród wszystkich firm konstruujących kije (ok. 50) urządzenie kupili… wszyscy. Niektórzy producenci bali się, że wyniki i statystyki płynące prosto do klientów zdestabilizują dotychczasowy marekting życzeniowy i obiecanki cacanki. Od ery TrackMana nie można już obiecać dodatkowych 20 m na driverze czy większego spinu przy wedge’ach. Producenci zrozumieli, że jeżeli ich nowe modele nie będą lepsze od poprzednich, to żadna reklama im nie pomoże.

Po drugie, radary zrewolucjonizowały club fitting

Oczywiście dobieranie kijów statycznie nie uległo zmianie, ale fitting dynamiczny wszedł na całkowicie inny poziom. Błyskawiczna informacja zwrotna i dane, których gołym okiem nawet najlepszy trener nie jest w stanie zobaczyć (ilość spinu, apex, co do metra wyliczony lot w powietrzu i z toczeniem) spowodowały, że fitterzy nie muszą się już domyślać, które kije będą najlepiej działać dla danego zawodnika, ale mają wszystkie informacje podane na tacy. PING do 2014 r. zakupił 66 TrackManów dla swoich club fitterów.

Interesującym przykładem jest tzw. Gear Effect, czyli jak kształt główki w wodach i hybrydach (zwany bulge & roll) niweluje nieczyste uderzenia. Zanim radary zagościły na stałe wśród firm produkujących kije, ten temat był znany – przez ostatnią dekadę dokładność danych i symulacji spowodował, że firmy toczą bój o skonstruowanie najbardziej wybaczalnych główek, czyniąc z tego w zasadzie fundament swojej działalności.

Po trzecie, radary zmieniły pracę trenerów

Przez całe dekady uczono, że można zagrać do celu na trzy różne sposoby – grając fade, draw i prosto. I każdy z tych strzałów wymagał określonej relacji ścieżki do główki oraz ścieżki i główki do celu. Radar TrackMan pokazał, że prawda jest zdecydowanie bardziej skomplikowana i proste uderzenie można wykonać na więcej sposobów. Jednym z największych mitów, które przełamał radar, była relacja kierunku swingu i lotu piłki. Wcześniej uważano (uczono tak w podręcznikach przez 40 lat), że kierunek swingu przekłada się bezpośrednio na kierunek lotu piłki, co okazało się być nieprawdą. Urządzenie udowodniło, że to kierunek lica główki (face angle) wpływa w 80%, a ścieżka zaledwie w 20% na kierunek, w którym startuje piłka. To był prawdziwy game changer.

Czy zatem radary zrewolucjonizowały pracę trenerów? Być może to zbyt duże słowo, bo nawet z tym błędnym założeniem trenerzy pomagali przez całe dekady wejść zawodnikom na szczyt i grać na fenomenalnym poziomie, ale z pewnością ta technologia ułatwiła im pracę w znaczącym stopniu. Wcześniej trenerzy musieli obserwować lot piłki i divota, żeby zrozumieć zależność i tendencję. Poza tym dość sztywno pracowano z uczniami nad „klasycznym” setupem, czyli ustawieniem stóp, kolan, bioder i ramion w stosunku do celu i piłki. Z radarem to się zmieniło, bo oczywistym stało się, że o wiele ważniejsza jest pozycja w impakcie (czyli w momencie uderzenia w piłkę), od tej klasycznej. Mówiąc prostym językiem, nieważne którędy podążasz, ważne, żebyś był w dobrym miejscu, kiedy trafiasz w piłkę. I to właśnie ten element i jego optymalizacja dla każdego grającego stała się dużo prostsza dzięki technologii radarów. Kolejną ogromną zmianą był tak zwany gear effect, czyli jak uderzenie nie środkiem główki ma wpływ na lot i skręt piłki w locie. Żebyśmy nie musieli prowadzić tutaj długiego wywodu, niech wystarczy ocena, że Trackman nie tylko obalił dotychczasowe opinie, ale w zasadzie odwrócił je o 180 stopni! Amerykańscy trenerzy, tacy jak Jim McLean, Jamie McConnel już przedstawili światu swoje książki na ten temat, a to pewnie dopiero początek tendencji.

Po czwarte, radary zmieniły standardy swingu

Z pewnością radary „zrobotyzowały” zawodowych golfistów i golfistki. Chociaż wcześniej wspomniany setup uległ rozmyciu, to jednak pozycja ciała w momencie uderzenia w piłkę stała się standardem. Chociaż pozycja większości profesjonalistów aż tak w momencie uderzenia w piłkę wcześniej się nie różniła, to i tak zmiana jest zauważalna. Takich swingów jak Arnold Palmer, Jim Thorpe, Jim Furyk, Moe Norman, John Daly jest coraz mniej, chociaż zamachy Wolffa czy Ho-Sung Choi są jedynie wyjątkami potwierdzającymi regułę. Czy to oznacza, że golf jest dzisiaj gorszy? Absolutnie nie, ale czasy wirtuozerii i geniuszu bazującego na pomysłowości, wyobraźni i feelingu odszedł po prostu do lamusa. Zastąpiły go optymalizacja kątów i dokładne pomiary przekładające się na odległość i kierunek lotu piłki. Przytłaczająca część topowych zawodników korzysta dzisiaj ze swoich TrackManów (opcjonalnie z osobistych Flightscope’ów tak jak Bubba Watson, Bryson DeChambeau, Matthew Wolf, David Duvall, Pat Perez, Charles Chwartzel i Trevor Immelman – ci dwaj ostatni pewnie przez pochodzenie produktu) mimo tego, że dostają zaledwie 20% zniżki przy kupnie i to tylko w sytuacji, kiedy ich parametry swingu można skopiować i udostępnić w międzynarodowej bazie danych, dostępnych dla każdego korzystającego z software’u Trackmana. Pozostali jak Tiger Woods kupili go sobie po prostu za 100% ceny i samemu szlifują swoje strzały, próbując osiągnąć doskonałość.

fot. TrackMan Media

© 2021 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o