

Z "Golf&Rollem" związana od zawsze. Była redaktor naczelna pisma, teraz…
Hans-Jӧrg Otto pochodzi z Niemiec. Z klubem Kalinowe Pola związał się cztery lata temu i szybko stał się jego znakiem rozpoznawczym. Jak sam mówi, klub ten jest dla niego jak rodzina. Mecenas sportu, promotor golfa, kapitan, sponsor, biznesmen, patron golfa juniorskiego. „W golfie – w przeciwieństwie do piłki nożnej – musisz być doskonały w każdym momencie”, mówi. I trudno się z tym nie zgodzić.
Golf&Roll: Jest Pan w pewien sposób mecenasem sportu. Wspiera Pan nie tylko golfa, ale także lokalną drużynę siatkarską. Skąd to zaangażowanie w sport?
Hans-Jӧrg Otto: Sport jest wyzwaniem dla młodych ludzi, którzy rywalizują i chcą wygrywać. Wspierałem i wspieram różne dyscypliny sportu: siatkówkę, karate, golfa… Lubię patrzeć, kiedy młodzi się w coś angażują, zamiast spędzać czas przed monitorem komputera, na ławce czy na ulicy. Pochodzę z dużego miasta, urodziłem się w Berlinie i wielokrotnie widziałem wielu młodych ludzi, którzy nie wiedzieli, co zrobić ze swym życiem i w którym kierunku pójść. Tak się złożyło, że mam czas i możliwości, również finansowe, aby ich wesprzeć i pomóc im wejść na właściwą drogę. Reszta jednak zależy od nich samych.
G&R: Czy myśli Pan, że sport może zmienić życie?
H. O.: Oczywiście… zwłaszcza golf. To tak jak z mężczyzną, który idzie do wojska. Musi nauczyć się tam dyscypliny, zaakceptować reguły itp. W golfie pierwszą rzeczą, której się uczysz, jest szacunek, uprzejmość, respektowanie zasad obowiązujących w tym sporcie. To podstawa. Na polu golfowym możesz spotkać 12-latka, który będzie o tym wiedział tak samo, jak osoba starsza i to jest zasługa golfa. Podstawy, których potrzebujesz w życiu, także zawodowym. Dzieciaki, które siedzą na dworze na ławkach, często uczą się nieprzyzwoitych zachowań i złych manier. Sport może to zmienić. Wspieranie juniorów ma sens, gdyż czyni ich społecznie przygotowanymi do życia. Uczą się we właściwy sposób funkcjonować w otoczeniu. W piłce nożnej jest nieco inaczej. W drużynie jest 20 osób, 11 z nich gra – nie musisz być zawsze najlepszy. W golfie natomiast tak i to przez cały czas – dla siebie i dla innych.
G&R: Sponsoruje Pan Floriana Fritscha, zawodnika z European Tour. Jak zaczęła się Pana przygoda z Florianem?
H. O.: W 2013 r. dostałem zaproszenie do Wrocławia na finał Pro Golf Tour. Zaproponowano mi grę z Florianem. Po rundzie usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Florian opowiadał o swoich planach na życie. Powiedział też, że jeśli nie znajdzie kogoś, kto go wesprze finansowo i mentalnie, nie będzie miał szans osiągnąć tego, co zamierza, a tym samym nie będzie mógł brać udziału w turniejach. Powiedziałem mu wtedy, aby przygotował projekt finansowy i zobaczymy, co da się zrobić. Florian zrobił takie zestawienie i rozpoczęliśmy poszukiwania sponsorów. Kilku już miał, ale były to głównie firmy wyposażające go w sprzęt oraz odzież golfową. Na sezon w European Tour potrzebował około 100 000 euro. Wspólnie staraliśmy się zaplanować dalszy rozwój jego kariery. Florian przyjeżdża do Kalinowych Pól, nosi nasze logo, promuje klub. Potem wstąpił do European Tour i znowu zaczęliśmy poszukiwania sponsorów. Każdemu z nas udało się kilku znaleźć, ale wciąż brakowało pieniędzy na całkowite sfinansowanie działalności sportowej Floriana. Wówczas podjąłem decyzję, że te brakujące środki otrzyma ode mnie. Z czasem stałem się menedżerem Floriana, ale tak naprawdę on sam jest swoim menedżerem. Ma 29 lat, ja jestem 30 lat starszy, ale rozmawiamy ze sobą bardzo często, niemal jak ojciec z synem. Jeździmy razem na niektóre turnieje, spotykamy się również poza sezonem, najczęściej we Włoszech. Tam też przyjeżdżają do niego golfiści na akademie i szkolenia. Słowem, cały czas ściśle ze sobą współpracujemy.
G&R: Jaki jest Florian?
H. O.: Mogę powiedzieć to, co mówią również jego koledzy z touru. Florian to chłopak naprawdę zdolny, który może i potrafi wygrywać. To również, a może i przede wszystkim, fantastyczny mąż i ojciec dwójki dzieci, choć, niestety, rzadko je widuje. Jest prawdziwym sportowcem – nie pije, nie pali, całkowicie poświęca się treningom i pracy. Nigdy nie widziałem człowieka, który byłby tak zdyscyplinowany. Codziennie wstaje o 6:30, jakąś godzinkę zajmują mu sprawy biurowo-organizacyjne, na drivingu jest o 8:30 i przez 3-4 godziny wytrwale ćwiczy. Potem gra 18 dołków, idzie spać i każdego dnia powtarza ten schemat. Robi wszystko, aby jego gra w golfa w sezonie była jeszcze lepsza, przywiązuje wagę do szczegółów, stara się zrozumieć, dlaczego pewne rzeczy mu nie wychodzą. Ma filozofię, by uczyć się wszystkiego z różnych perspektyw. Wszystko w jego wykonaniu musi być perfekcyjne.
G&R: Czy dlatego zdecydował się Pan na wsparcie Floriana?
H. O.: Czasem tak jest, że spotykasz ludzi i już od pierwszego momentu wiesz, że to jest to. To taka moja recepta na życie – jeśli kogoś poznaję, to już przy pierwszym kontakcie wiem, czy to ktoś, z kim będę w stanie współpracować. Jako kapitan Kalinowych Pól uważałem, że mogę i powinienem coś zrobić dla klubu. Florian reprezentujący Kalinowe Pola to z marketingowego punktu widzenia dobry ruch wizerunkowy, świetna reklama. On nosi nasze logo, odwiedza nas często i wiele osób, także z Niemiec, przyjeżdża do Kalinowa, aby go spotkać i móc z nim zagrać.
G&R: W jaki sposób został Pan kapitanem klubu? To dosyć niezwykłe w tak krótkim czasie…
H. O.: Sam byłem zaskoczony (śmiech). Przyjechałem tu cztery lata temu, aby zagrać w golfa i tak mi się spodobało, że postanowiłem zostać na dłużej. Wybudowałem dom przy 18. dołku. Często bywałem w klubie, ludzie mnie poznali, a że jestem osobą bardzo otwartą i kontaktową, z łatwością przyszło mi zaskarbienie sobie ich sympatii. Berlińczycy są z natury bardzo gadatliwi i szczerzy, zawsze mówią to, co myślą, bez owijania w bawełnę. W Kalinowie czułem się jak w domu. Potem Andrzej Zawistowski, właściciel pola, zaproponował mi, abym został kapitanem. Zaczęliśmy tworzyć wstępne założenia. Zależało nam na tym, aby zbudować dobrą atmosferę w klubie. Nie mam dzieci, więc ludzie tu są dla mnie jak rodzina. Moja żona przyjeżdża tu bardzo często, moja siostra z Berlina, którą również zaraziłem pasją do golfa, jest w Kalinowie w każdy weekend. Dla nas wszystkich to nowy dom..
G&R: Kalinowe Pola, mimo iż leżą pomiędzy dwoma dużymi miastami, ale w znacznej odległości od każdego z nich, są największym klubem golfowym pod względem liczby członków. Jak Pan zbudował sukces tego klubu?
H. O.: Znam wiele klubów golfowych, tak w Polsce, jak i zagranicą. Zauważyłem, że zawsze wśród członków wytwarza się pewna przepaść. Jest 20-30 osób, którzy się znają, siedzą razem i rozmawiają, a pozostali, szczególnie nowi, są traktowani trochę jak obcy: przyjeżdżają, płacą i grają. Tutaj staramy się wszystkich zintegrować. Zarówno Andrzej Zawistowski, Ewa Zawistowska, Marek Sokołowski czy Kuba Ossowski, nasz pro – wszyscy zawsze serdecznie się ze sobą witają i współpracują. Czasem w klubach rozmawia się tylko o interesach. Tutaj nie rozmawiamy o pracy, tylko o golfie. Taka atmosfera jest tym, co podoba się ludziom. Wszyscy są mile widziani, członkami naszego klubu są również obywatele Niemiec. Cały zarząd klubu, a także kapitanowie, czyli Agnieszka Arabczyk i ja, wspólnie staramy się dzielić obowiązkami. Tworzymy drużynę. Niektórzy się temu dziwią, ale dla nas bardzo ważne jest to, by ludzie ze sobą rozmawiali, byli przyjaźnie nastawieni. Jesteśmy bardzo dużym klubem, mamy kilkuset członków, turnieje odbywają się praktycznie co tydzień. Właściciel pola zastanawia się nad budową kolejnych 9 dołków. Organizujemy też wiele klubowych turniejów w najróżniejszych formatach. Mamy nowych sponsorów, a nasi członkowie identyfikują się z polem, na przykład umieszczając logo Kalinowych Pól na swoich samochodach. Są dumni z tego, że reprezentują klub, a to wszystko dzięki ekipie, która tu pracuje.
G&R: Dużo mówi się ostatnio o rozwoju juniorów w Kalinowych Polach. Wspiera Pan drużynę juniorską, także pod względem sponsoringowym, członkowie również wspomagają młodych klubowiczów. Jak się to dzieje?
H. O.: Są tu różne dzieci, część z nich to dzieci golfistów z klubu, ale też spora część jest z okolic, z małych miasteczek nieopodal. Ja z chęcią patrzę na ich postępy, jestem z nich dumny. Bardzo duży udział ma w tej dziedzinie nasz pro, Tomek Wiśniewski, który zajmuje się juniorami. Jeździ z nimi na turnieje, organizuje akademie. Wiążą się z tym oczywiście spore nakłady finansowe. Za pierwszym razem wspomogłem drużynę finansowo, ale w tej chwili działalność klubu pozwala nam na finansowanie wyjazdów juniorów. Obok recepcji znajduje się specjalna skarbonka. Kiedyś sprzedawaliśmy piłki, a dochód był przeznaczony na drużynę juniorską. Większość osób kupowała piłki i oprócz tego dodatkowe 100 zł wrzucała na młodych. Podczas aukcji, która odbyła się podczas jednego z turniejów, gdzie do wygrania była torba Floriana, zawodnicy sami zrzekli się swoich nagród na rzecz drużyny juniorów. Mój był tylko pomysł, ale to uczestnicy aukcji wsparli dzieciaki. Lubię pod tym względem Polskę. Przyjechałem tu 20 lat temu i ludzie czasami mnie pytają, co mi się tu tak podoba. Odpowiadam, że mentalność ludzi, ogromna serdeczność i wrażliwość.

Z "Golf&Rollem" związana od zawsze. Była redaktor naczelna pisma, teraz organizator turniejów. Kobieta-wulkan, co żadnej pracy się nie boi.