Now Reading
Marcin Lewandowski: Golf to niebezpieczny sport

Marcin Lewandowski: Golf to niebezpieczny sport

Marcin Lewandowski, jeden z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów, wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy (w hali oraz na stadionie) w biegach na 800 i 1500 m miał właśnie wchodzić w ostatni etap przygotowania do olimpijskiego startu w Tokio. Nietypowy rok sprawił, że spotykamy się… na polu golfowym w Binowie.


Teraz jeszcze rok treningów biegowych, potem medal igrzysk olimpijskich w Tokio, a dalej kariera w golfie?

To jest scenariusz idealny! Marzy mi się taki. Chciałbym, żeby życie tak się potoczyło, że po zakończeniu kariery sportowej, miałbym czas i pieniądze na to, żeby jeździć po świecie i grać na różnych polach. Zakochałem się w tej dyscyplinie. W lekkiej nie da się przeciągać kariery. W golfie sukcesy można odnosić również w późnym wieku. To dla mnie dobra wiadomość.

Mógłbyś zostać profesjonalnym golfistą?

Jestem sportowcem, mam łatwość „łapania” techniki w różnych dyscyplinach. Czasem wystarczy mi jedna wskazówka, dwie uwagi i… leci idealna piłka. Jestem pewny, że szybko doszedłbym do przyzwoitego poziomu. Oczywiście nie światowego, ale udział w mistrzostwach Polski… czemu nie?

 

Putter czy driver – jesteś skuteczniejszy w trafianiu do dołka czy w dalekich uderzeniach?

Zdecydowanie driver. Póki co króluje u mnie hasło „byle daleko”. A to dlatego, że więcej czasu spędzam na range’u. Mogę być sam ze sobą, w ciszy i spokoju. Biorę koszyk piłek i wybijam. Jestem stary koń, sportowy wyjadacz, a jak usłyszę dźwięk czysto uderzonej piłki, to cieszę się jak dziecko. Mam banana na twarzy przez kilka kolejnych minut. Z chęcią uczę się techniki, fajnie byłoby częściej słuchać rad trenerów, ale frajdę sprawia mi też, jak wygospodaruję chwilę na ten driving.

Masz swojego golfowego idola?

Czytałem książkę legendy – Tigera Woodsa. O jego życiu prywatnym ciężko mówić, ale przebieg kariery sportowej to kosmos. Wydawało mi się, że jestem profesjonalistą. A jak przeczytałem o tym, jak funkcjonował Tiger, to ja jestem przy nim „mały pikuś”. Dla Tigera golf był całym życiem. Dla mnie sport jest sposobem na życie. Od perfekcji w technice, przez niewiarygodną ilość czasu poświęconą na treningi, do pracy z psychologiem. Tiger wiedział, że to jest klucz do sukcesu. Ja też pracuję z psychologiem sportowym, ale jak wielu sportowców w Polsce, być może o wiele za późno zacząłem. 

O czym Ty napisałeś w wydanej niedawno książce „Mój bieg”?

Opisałem świat lekkoatletyki oczami zawodowca. Kibice tego oczekiwali. Bo błahe dla mnie historie bywają cenną radą czy wskazówką dla amatorów. Nie ma za to kulis mojego życia prywatnego, nie o to mi chodziło. Na pewno książkę wyróżnia sposób jej napisania, użyty język. Czytając ją masz wrażenie, że rozmawiasz z Marcinem Lewandowskim.

Skąd golf w Twoim życiu – kto pierwszy zabrał Cię na pole?

Adam Kszczot. To było jakieś cztery lata temu. Trenowaliśmy na zgrupowaniu w amerykańskim Albuquerque w stanie Nowy Meksyk w ośrodku Antoniego Niemczaka, jednego z najlepszych polskich maratończyków lat 80. Za płotem pole, z którego można było bez problemu korzystać, co już wcześniej robił właśnie Adam pod okiem pana Antoniego, zapalonego golfisty. Wsadzili mnie któregoś dnia do meleksa, dali kij do ręki i… zupełnie mi nie szło. Jeśli coś mi nie wychodzi, to zazwyczaj się denerwuję. Ale co było robić na tej pustyni, poza treningami biegowymi oczywiście? Lubię nowości, więc poszedłem jeszcze kilka razy uderzyć w piłkę… i zrobiło się bardzo niebezpiecznie.

Bo wybiłeś okna w szybach?

Nie. Bo golf jest bardzo niebezpieczny. Jak ktoś już go spróbuje, to rzuci wszystko i zacznie grać. Ja na szczęście nie miałem potem gdzie i jak uderzać w piłkę. Jakieś 300 dni w roku spędzam na obozach wysokogórskich. Gdy wracam na kilka dni do domu w podszczecińskich Policach, to staram się każdą minutę spędzić z rodziną. Ciężko było wpleść w to golfa. Ale jakieś dwa lata temu kolega Zdzisław zabrał mnie do Binowa, poznał z Adrianem Kaczałą, który udzielił mi lekcji gry i… od tamtego momentu wolne chwile zacząłem już dzielić między czas z rodziną, a wypadami do Binowa.

Co urzekło Cię w golfie? Co Ci się podoba?

Spokój. I piękno tych obiektów. Pole golfowe są zawsze umiejscowione w fantastycznych miejscach. Grałem w tym pustynnym klimacie Albuqerque, miałem okazję zagrać na polu w szwajcarskim Sankt Moritz, bywam w Binowie – a tam środek lasu, jeziorka, pagórki. Cudownie mieć możliwość przebywania przez kilka godzin w takich miejscach, wyjścia na rundę bez ciśnienia i tego wysiłku, który znam z bieżni. Wysiłku do granic ludzkich możliwości. Owszem golf również wymaga wysiłku, ale nade wszystko techniki. Wysiłek, jaki mu towarzyszy, jest dla mnie póki co przyjemnością. Z pola wracam zrelaksowany, szczęśliwy, pełen chęci życia.  Nawet jak wyskoczę na rundę tylko na dwie godziny. Jak ostatnio, gdy wyszliśmy z Adrianem na 9 dołków. Słoneczko świeci, wędrujemy z kijami, piękne widoki – to są wyjątkowe momenty. Ale jestem ciekaw emocji, jakie towarzyszą golfistom na zawodach. Mam nadzieję, że będę mógł kiedyś tego doświadczyć.

To w olimpijskim turnieju widziałbyś się jako uczestnik czy kibic?

Liczę, że przy okazji igrzysk w Tokio, będą mógł pojechać na Kasumigaseki Country Club, aby obserwować przebieg olimpijskiej rywalizacji. Cztery lata temu bym tak nie powiedział, a w tym momencie to jedno z moim malutkich marzeń. Kiedyś nie usiedziałbym pięciu minut przed telewizorem, a teraz z chęcią oglądam relacje z turniejów.

Oczywiście super byłoby wziąć udział w zawodach golfowych jako gracz. Nie wiem, na ile mi życie pozwoli. Póki co uprawiam golfa dla przyjemności a nie sportu, to dla mnie czysty fun.

Chciałbym pojechać na jakieś dwa tygodnie na któreś z pięknych zagranicznych pól i żyć tylko grą w golfa. Grać codziennie. Na razie nie poznałem minusów tego sportu. Oby to trwało jak najdłużej.

A wiele ludzi widzi same minusy – że to dla bogaczy, dla starych ludzi…

Sam tak uważałem. Teraz wiem, że golf w  Polsce wymaga obalenia stereotypów. Że możesz kupić kij za tysiące złotych, ale zestaw za 600 zł wystarczy na pierwsze lata nauki. Że bez specjalnego zaproszenia można wejść na driving range, kupić za kilkanaście złotych żeton i wybijać dwa koszyki piłek. To nie kosztuje majątku. Jednak wiele sportów boryka się z problemem malejącego zainteresowania. Światowe władze lekkoatletyczne wciąż kombinują, co zrobić, by spopularyzować królową sportu. Coraz mniej kibiców na trybunach, coraz mniej sponsorów, coraz mniej pieniędzy. Z drugiej strony coraz więcej ludzie biega, rywalizuje w imprezach ulicznych. Tylko za tym nie idzie popularność zawodowego sportu. Do promocji golfa w Polsce przyczyniłaby się na pewno gwiazda tej dyscypliny.

Mamy Adriana Meronka, pierwszego Polaka w European Tour, który ma szansę na udział w igrzyskach.

Kwalifikacja olimpijska to nie wszystko. Jest mnóstwo dyscyplin, w których Polacy uzyskują minimum i startują w igrzyskach, ale dla zwykłego Kowalskiego ich nazwiska pozostają nieznane. Aby realnie zmienić postrzeganie danej dyscypliny potrzeba ikon sportu. Przykładowo w sprintach był czas, że na trybunach były tłumy. Po 60 tysięcy ludzi na stadionie. Dlaczego? Bo przychodzili patrzeć na Usaina Bolta, a nie generalnie na rywalizację sprinterów. Dopiero nazwiska-legendy przyciągają przed ekran miliony, a młodym ludziom dają nadzieję, że warto zainteresować się daną dyscypliną i uprawiać sport, bo można dojść do takiego poziomu. Mój największy sukces w karierze to brąz mistrzostw świata w Doha 2019. Na tej imprezie poziom był kilkakrotnie wyższy niż na czempionacie Starego Kontynentu. To był dla mnie start życia. A który medal cieszył najbardziej przeciętnego kibica? Mistrzostwo Europy. Bo ludzie potrzebują mistrzów.

Czujesz, że jesteś popularnym sportowcem?

Ludzie mnie rozpoznają, często zaczepiają. Nie jest to taki level popularności, którzy nieraz męczy czy bywa nachalny. Wiadomo, że nie jestem gwiazdą takiego formatu, jak drugi „Lewy”, czyli Robert Lewandowski. On nie może normalnie wyjść na zakupy czy zjeść obiadu w restauracji bez zaczepiania. Mnie czasem ktoś rozpozna, podejdzie zrobić zdjęcie i to jest miłe.

Rozmawiała Anna Kalinowska/G&R, fot. G&R/Daniel Stokowiec

© 2023 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o