Now Reading
Po co joga golfistom?

Po co joga golfistom?

Powstrzymanie zmysłów, nierozproszony umysł, wolność i bezwarunkowe istnienie – taki stan obiecuje wszystkim sumiennie praktykującym starożytna indyjska dyscyplina fizyczno-duchowa – joga. Bez względu na stan uduchowienia ma również coś do zaoferowania golfistom. I choć wyprawa do Indii „po jogę” może okazać się przygodą życia, to urok jogi można poznać również na dywanie własnej sypialni.

 

Dłuższy pobyt w Indiach wyleczy chyba każdego przybysza z egzotycznych mitów i snów o Oriencie. Zderzenie rzeczywistości z obietnicami folderów biur podróży i barwnych fotografii w „Lonely Planet” może być boleśniejsze niż najtrudniejsza asana zaserwowana na kursie jogi, na który zapisuje się co drugi turysta. Jednak w przeciwieństwie do innych atrakcji subkontynentu joga jest akurat atrakcją, którą warto sobie zafundować. Wywodzi się ze starożytnych Indii i jest jedną z sześciu zasad filozofii hinduistycznej, ale jako dyscyplinę treningu mentalnego i fizycznego zaadaptował ją także buddyzm, sikhizm i dżinizm. Uchodzi więc dziś za ponadreligijną formę ćwiczenia ciała i umysłu.

Słowo „joga” wywodzi się z sanskrytu i oznacza zjednoczenie, kontrolę i jedność. Pierwsze wzmianki o tej dyscyplinie można odnaleźć z starożytnych księgach „Upaniszadach” i „Mahabaracie”, jednak dopiero w pierwszych wiekach naszej ery joga rozwinęła się jako system filozoficzny i ćwiczenia fizyczne. Podstawą nauczania jogi są Jogasutry – zbiór aforyzmów skompilowanych przez Ryszi Patandźialego w II w n.e., które zawierają głębokie wskazówki dla praktykujących. Są to np. pięć przykazań moralnych i etycznych: niekrzywdzenie (ahimsa), prawda (satya), niekradzenie (asteya), powściągliwość (brahmacarya), niepożądanie cudzego dobra (aparigraha) czy też przesłania typu: „Świat istnieje naprawdę, nie jest złudzeniem”, „Rytuały religijne nie mają większego znaczenia” itd.

Zachód poznał jogę szerzej pod koniec XIX wieku dzięki mnichowi z Kalkuty Swami Vivekanandzie, któremu nowożytne Indie zawdzięczają również odrodzenie hinduizmu jako ważnego składnika ideologii nacjonalistycznej. Vivekananda wystąpił podczas Parlamentu Religii Świata w Chicago w 1893 roku i błyskawicznie zrobił furorę jako mentor, filozof i jogin. To ten moment daje początek ogromnego zainteresowania filozofią Indii, którego kulminacja przypadła na lata 60. i 70. XX wieku. Niewątpliwie przyczynił się do tego także epizod z historii kultury popularnej a mianowicie wizyta Beatlesów w aśramie w Riszikeszu, miasteczku w północnych Indiach uznawanych za kolebkę jogi. W 1968 chłopcy z Liverpoolu przyjechali tu po naukę medytacji, czym wzbudzili ogromne zainteresowanie mediów i w rezultacie zapoczątkowali pielgrzymki zachodnich turystów do położonej u stóp Himalajów osady. Ośrodek, w którym powstało wiele utworów wydanego później „White Album”, jest dziś zamknięty i mimo entuzjazmu lokalnych przewodników jedyne co można tam sfotografować, to wysokie chaszcze porastające progi aśramu.

Kiedy ostatnio odwiedziłam Riszikesz lekcje jogi same „zapukały” do mojego pokoju hotelowego oferując zajęcia po drugiej stronie ulicy za rozsądną cenę 5 zł za godzinę. Turyści tacy jak ja, nie muszą zapisywać się na kurs, a jedynie „wpadać”, kiedy im się podoba. Lekcje odbywały się w pięknej, starej sali z witrażami a nauczyciel był odpowiednio poważny i autentyczny, by dać mi odczuć, iż mam do czynienia z mistrzem. W ciągu dwóch godzin przeszedł z bardzo podstawowych asan do naprawdę wymagających, a zajęcia zakończył staniem na głowie, czyli asanie, która ma niebywale dużo zalet, jednak do dziś nie umiem jej właściwie wykonać. Do tego wszyscy musieliśmy powtarzać zaintonowaną mantrę, co na początku wydaje się dziwaczne, później jednak uspokoiło szalejącą w głowie lawinę myśli i płynnie przeszliśmy do medytacji – wyobrażenia, że jesteśmy białą nieskończoną przestrzenią. W dziesięciostopniowej skali trudności – 10.

Dla tych, którzy chcieliby potraktować jogę nieco poważniej, Indie mają niekończącą się listę ofert. Najlepszą inwestycją mogą okazać się szkoły, które kontynuują spuściznę najważniejszych joginów. Setki tysięcy centrów nauki rozsiane są po całym kraju, zwłaszcza na południu, w Kerali, Karnatace czy Tamil Nadu, co czyni pobyt zdecydowanie przyjemniejszym. Największe ośrodki mają swoje strony internetowe ze wszelkimi informacjami, oferują odbiór z lotniska, smaczne posiłki i miesięczne kursy w cenie tysiąca dolarów. Niby niewiele, ale warto spróbować znacznie tańszej i bardziej autentycznej opcji. Strzałem w dziesiątkę mogą okazac się o wiele mniej sławne aśramy, które nie specjalizują się w obsłudze zagranicznych gości. Oferują bardzo skromne pokoje, zimny prysznic i zdrowe wegetariańskie jedzenie: ryż i warzywa. Tu nie ma przelewek. Pobudka o czwartej rano, medytacja, ćwiczenia, czas na kontemplacje, ewentualne pytania do nauczycieli i nierzadko: kompletna cisza i zakaz rozmów. Niektóre ośrodki pobierają datki jedynie „co łaska”, w niektórych można pracować, np. myjąc naczynia. W większości takich miejsc otrzymuje się również certyfikat ukończenia kursu jogi.

Istnieje niezliczona ilość szkół i rodzajów jogi. Niedaleko mojego domu w Delhi, w parku, starsi panowie uprawiają co weekend jogę śmiechu (hasyayoga): bazuje ona na przeświadczeniu, że śmiech (bez względu na to, czy szczery czy wymuszony) jest rodzajem ćwiczenia dotleniającego dla ciała. Są również tak dziwne odmiany jak joga pocenia czy naga joga (nie widziałam). Zasady najbardziej znanej odmiany jogi, hatha jogi, sformułowano dopiero w XV wieku naszej ery. Zbiór asan, interpretowanych jako ćwiczenia fizyczne i pozbawionych pierwotnego przekazu filozoficznego, za to koncentrujących się na oddechu (pranajama), opiera się również na elementach mistyczno-magicznych, takich jak przekonanie o istnieniu w ciele człowieczym ćakr – centrów w kształcie lotosu, które poprzez przywołanie konkretnych bóstw i mantr łączą się ze sobą. W tym sensie hatha joga jest także techniką medytacyjną i nie należy jej uznawać jedynie za gimnastykę.

Istotnym przesłaniem hatha jogi, ale także innych ścieżek, jest pogląd iż umysł wpływa na to, jak czuje się ciało i odwrotnie. To przeświadczenie wydaje się banalnie oczywiste jednak to właśnie joga daje narzędzia do tego, by radzić sobie z tą zależnością. Aby uzdrowić umysł, stosuje się konkretne asany, medytację i pranajanę. Jeśli problem w ciele objawia się za pomocą konkretnego bólu, pracuje się także nad jego źródłem w umyśle.

O zbawiennych rezultatach jogi nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wiele z dolegliwości i problemów, w przypadku których joga może okazać się doskonałym lekarstwem, jest udziałem golfistów, bez względu na stopień zaawansowania. Może nam ona pomóc zarówno jeśli chodzi o ciało, jak i stronę mentalną: bóle stawów, mięśni, ścięgien, kłopoty z systemem nerwowym nie są obce większości z nas. Warto więc zastanowić się nad jogą jako uzupełnieniem golfowego treningu, gdyż dodatkowo pomaga ona radzić sobie z tym z czym większość z nas radzić sobie na polu nie potrafi: z psychiką, nerwami i nastrojem. A można zacząć od prostych ćwiczeń rozciągających na karimacie, nie trzeba zaraz jechać do Indii, choć osobiście polecam.

Być może żaden inny sport nie wymaga tak dobrego przygotowania mentalnego jak golf. Gra jest nieustanną walką między umysłem, który chce wszystko logicznie analizować, a podświadomością, bazująca na intuicji i przeczuciu. Niektórych elementów uczymy się świadomie, ale wiedza nie zawsze przechowywana jest w świadomej części umysłu. W zrozumieniu tych zależności może pomóc trening mentalny. Ci, którzy regularnie medytują bądź uprawiają jogę, nie rzucają kijami, nie kopią wózków ani nie obrzucają samych siebie wyzwiskami. Nie jest powiedziane, że zawsze grają lepiej, ale podejrzewam, że czerpią więcej radości z gry i są zdecydowanie mniej uciążliwi dla współgraczy. Wyłączając pewne partie odpowiedzialne za ciągłe analizowanie i szukanie powodów porażek, gracz może dłużej pozostać w „zonie”, skuteczniej się koncentrować, ale jednocześnie lepiej relaksować. Ponadto, jak mawiają entuzjaści tej starożytnej techniki, joga to styl życia, a co za tym idzie odpowiednia lekka dieta i nastawienie do świata. Dzięki elementom medytacji praktykujący jogę poprawiają wiarę we własne możliwości, zyskują umiejętność pozostawania w teraźniejszości, rozwijają cierpliwość, są bardziej świadomi i znajdują odpowiedzi w sobie (a nie w innych), żeby użyć magiczno-mistycznego języka hatha jogi.

To, co istotne w golfie w warstwie fizycznej: elastyczność, siła, postawa, równowaga można wypracować jogą. Istnieje wiele pozycji skupiających się na pracy bioder, ud, ramion, pleców – partii ciała kluczowych dla swingu. Ileż to razy słyszałeś od trenera: rozluźnij się, bo zrobisz sobie krzywdę. Sztywność i niewłaściwe oddychanie, główne czynniki wprowadzające napięcie do naszych ruchów i przy tym powodujące kontuzje, można wyeliminować właściwymi ćwiczeniami jogi. Nawet rozgrzewka na range’u może składać się z kilku dobrze dobranych asan. Poza tym ćwiczenia oddechowe dotleniają mózg, dobrze wpływają na pracę serca i przyspieszają metabolizm. To też się przyda!

Jednym z fanów jogi jest Jeev Milkha Singh, który przyznaje, że zainteresował się nią ze względu na powracające wciąż kontuzje. Ma własnego trenera i ćwiczy niemal codziennie. Ale mając dostęp do najlepszych nauczycieli i najlepszych szkół jogi, nie ćwiczy chyba wystarczająco, bo zdarza mu się rzucać przekleństwami. Hank Haney, Tom Leman, Aaron Baddely czy Julie Inkster również nie kryją, że joga pomaga im w treningach. Podejrzewam, że człowiek-pająk czyli Camillo Villegas również się rozciąga w asanach. Czas spróbować samemu!

„Golf&Roll” nr 4 (11)/2012

fot. shutterstock.com

Brak komentarzy (0)

Napisz komentarz

© 2023 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o