Now Reading
Sean Connery: Golfista specjalny Jej Królewskiej Mości

Sean Connery: Golfista specjalny Jej Królewskiej Mości

Odszedł Sir Sean Connery, najbardziej bondowski z Jamesów Bondów, ale dla świata golfa najbardziej zasłużony hollywodzki aktor zauroczony starą szkocką grą.

Kto znał Sir Seana wiedział, że nie jest Jamesem Bondem, choć parę prywatnych cech mu użyczył. Była nią także umiejętność gry w golfa, choć trzeba rzec prawdę – nabyta późno, dopiero przed trzecim z serii sławnych filmów o agencie 007.

We wspomnieniowej książce „Being a Scot” napisał, że zanim został najbardziej barwnym i skutecznym szpiegiem specjalnym Jej Królewskiej Mości, wcale nie miał ochoty grać w golfa. Oparł się nawet sile miejsca i tradycji – dorastał w sercu Szkocji niedaleko Edynburga, blisko Bruntsfield Links, jednego z najstarszych pól golfowych na świecie.

Rola na lata

Nie wziął w młodości kija do ręki z przyczyn oczywistych –  Thomas Sean Connery był synem kierowcy ciężarówki z fabryki gumy i gospodyni domowej. Zostawił szkołę już w wieku 13 lat, aby pomóc w utrzymaniu rodziny. Pracował od małego jako mleczarz, robotnik, giął stalowe pręty, mieszał cement, polerował trumny – robił niemal wszystko. Brał ciepłą kąpiel w publicznej łaźni raz na tydzień. Potem były trzy lata w brytyjskiej marynarce wojennej, w wolnych chwilach, jeśli je miał, próbował kulturystyki (wystartował nawet w konkursie Mr. Universe) i piłki nożnej.

Zaczął machać kijem golfowym dopiero w wieku 32 lat, gdy przeczytał scenariusz „Goldfingera”, obrazu powszechnie uznawanego za jeden z najlepszych i najpopularniejszych filmów o Bondzie. Zrozumiał, że istotna scena na polu golfowym, na którym miał rywalizować ze złoczyńcą Auricem Goldfingerem, granym przez niemieckiego aktora (i bardzo dobrego golfistę) Gertem Fröbe, musiała wyglądać wiarygodnie.

Zaczął brać intensywne lekcje na polu Stoke Park Golf Club, położonym blisko studia filmowego Pinewood w hrabstwie Buckinghamshire, ok. 30 km na zachód od centrum Londynu. Był więc prawdopodobnie jednym z tych, których wybrał sam golf, a nie odwrotnie. Pasja rozbudzona na potrzeby odegrania roli w „Goldfingerze” została w Seanie Connerym już na zawsze, a sama scena z filmu, nie tylko przez golfistów jest wciąż słusznie uważana za kultową. Kto nie pamięta, przypominamy: James Bond, odkrywszy na 17. dołku oszustwo Aurica Goldfingera polegające na podrzuceniu piłki przez jego koreańskiego caddie’go o pseudonimie „Mokra robota” (także mistrza zabijania wirującym kapeluszem i innymi sposobami), sprytnie podmienia piłkę Slazengera nr 1 na Slazengera nr 7, którą nieświadomy tego faktu Goldfinger rozgrywa decydujący, 18. dołek. Po porażce Bond wyjmuje więc piłkę rywala z dołka i rozpoczyna dialog: „Gra pan Slazengerem 1, nieprawdaż?”, „Tak, czemu pan pyta?”. „Bo to jest Slazenger 7. A to jest moja piłka, Penfold Hearts. Musiał pan zagrać niewłaściwą piłką gdzieś z osiemnastego fairwaya. Gramy według ścisłych reguł, więc obawiam się, że przegrywa pan dołek i mecz…”

Podczas kręcenia „Goldfingera” Sean Connery poznał w Royal Dornoch wyjątkowe wyzwania, jakie dają szkockie pola typu links. Zaczął od trudnej klasyki: uderzeń na odsłoniętym terenie, gdzie obok umiejętności kształtowania lotu piłki potrzebna jest spora wyobraźnia i wybitna zdolność do walki z wiatrem. Po kilku latach od powstania „Goldfingera” Sean Connery był już wystarczająco dobrym golfistą, by mierzyć się nawet z profesjonalistami, oczywiście w turniejach właściwej rangi. Został więc zaproszony przez Binga Crosby’ego do gry w drużynie amatorów przeciwko amerykańskim zawodowcom (mniej więcej w ten sposób wykluła się wówczas idea znanych dziś powszechnie turniejów Pro-Am). Zachęcony przykładem z USA wpadł na pomysł zorganizowania podobnej rywalizacji tydzień po The Open w Szkocji, aby zaprezentować światu incjatywę Scottish International Education Trust – funduszu zbierającego pieniądze na lokalną edukację.

Sponsorzy dopisali. Dzięki licznym koneksjom (kto odmówi Bondowi?) udało się przeprowadzić ten turniej w Royal Troon. Porządku pilnowali okoliczni gracze rugby (w szacownym klubie brakowało wolontariuszy), przyszło 20 tysięcy widzów – wśród amatorów oprócz Connery’ego były brytyjskie sławy tamtych lat: piłkarz Kenny Dalglish, pięściarz Henry Cooper i aktor Eric Sykes. Udało się zebrać sporo funtów szterlingów na szlachetny cel. Przy okazji klub Royal Troon wrócił do grona organizatorów The Open.

Przez lata Connery stał się jednym z najbardziej znanych aktorów obecnych na polach golfowych. Grał z najlepszymi profesjonalistami, poznawał legendy. Przyjaciele i znajomi wspominali, że przez lata był jedynym graczem w popularnym wśród aktorów Bel-Air Country Club w Los Angeles, który zawsze sam nosił torbę z kijami. Miał ten zwyczaj nawet tam, gdzie caddie był obowiązkowy, co kosztowało go członkostwo w Valderammie.

Stał się golfową ikoną środowiska, jednym z tych, którzy na stałe wprowadzili modę na wbijanie piłki do dołków w Hollywood. Jeszcze w 2005 i 2007 roku był obecny w rankingach „Golf Digest” przedstawiających najlepszą setkę aktorów-golfistów z fabryki snów. Piętnaście lat temu klasyfikowano go na 61. miejscu z rankingiem 17,9. Dwa lata później znalazł się na 81. pozycji (ranking 22,0). Miał też pomysły, by łączyć pasję golfową z kinematografią. Był kiedyś pod wrażeniem modnej w latach 60. powieści Michaela Murphy „Golf in the Kingdom”, która tyczy wydobycia głębszych pokładów mistyki z gry w golfa. Główny bohater w drodze do poszukiwań duchowych w Indiach zatrzymuje się w Szkocji i tam pod wpływem tajemniczego nauczyciela o nazwisku Shivas Irons odkrywa duchowe tajemnice starej szkockiej gry. Prawa do ekranizacji powieści miał Clint Eastwood (w końcu też hollywoodzki golfista), do roli Shivasa Ironsa wybrał rzecz jasna Seana Connery’ego. Zdjęcia miały być kręcone w Royal & Ancient Golf Club w St. Andrews. Eastwood umówiony w tej sprawie przez aktora z sekretarzem R&A przyleciał na spotkanie helikopterem, ale wielkiego wrażenia nie zrobił. Rozmowa była krótka – żadnych filmów w świątyni golfa nie będzie. Plany nakręcenia „Golfa w królestwie” upadły.

Dumny członek St. Andrews

Członkostwo R&A jest przywilejem trudnym od zdobycia, Sean Connery został członkiem na początku lat 70. dzięki bliskiej znajomości z Sir Iainem Stewartem, ówczesnym kapitanem klubu, zasłużonym szkockim przemysłowcem. Będąc członkiem R&A, aktor sam wprowadził do niego starego przyjaciela, świetnego kierowcę, trzykrotnego mistrza Formuły 1 Jackiego Stewarta, który mógł także z dumą nosić krawat z klubowym logo. Emblemat przedstawia św. Andrzeja niosącego krzyż, na którym ma ponieść śmierć. „Tylko Szkoci mogli pomyśleć o uczczeniu narodowej gry za pomocą postaci torturowanego świętego”, te słowa szkocki aktor też lubił cytować.

W St. Andrews można było zobaczyć, jak bardzo golf nim zawładnął. „Odkąd zostałem członkiem R&A, co roku gram tam każdej jesieni 14 kolejnych dni, 36 dołków dziennie”, mówił w wywiadzie z 1996 roku. Aktor nie raz podkreślał, że traktuje golf wyjątkowo poważnie, że reguły gry, etykieta i szacunek dla innych to nie są puste słowa. Ulubionym przykładem, jaki podawał, był ten z Pine Valley (miał tam członkostwo), gdy jeden ze starszych członków klubu dogonił podczas samotnej rundy czwórkę graczy. Etykieta nakazuje w takich przypadkach przepuszczenie, ale 80-letni pan wysłał najpierw do grupy caddie’go z uprzejmą prośbą o pójście przodem. Usłyszał jednak krótkie: nie. Wsiadł więc do wózka, podjechał do grających i oświadczył: „Zanim cokolwiek powiecie, wiedzcie, że nie macie już nic na swą obronę. Przed wami nikt nie gra, teraz to wy nie zagracie.   Następnie polecił caddie’mu zabrać torby całej czwórki do domku klubowego. Kiedy usłyszał protest jednego z golfistów zapytał: „Kto cię tu zaprosił?”. „Członek klubu”. „Już nigdy w życiu nie postawisz nogi w Pine Valley. Twój przyjaciel jest od tej chwili zawieszony na rok. A teraz chciałbym zagrać…” – usłyszeli ci, którzy nie wiedzieli, czym naprawdę jest golf.

Zapraszano Sir Seana (szlachectwo otrzymał z rąk królowej Elżbiety w 2000 r.)  w wiele ważnych golfowych miejsc, traktowano z należnym szacunkiem jego umiejętności. Donald Trump złożył mu kiedyś ofertę honorowego członkostwa (z numerem 007) w ośrodku w Menie, na północ od Aberdeen. Lokalna społeczność z wielu względów nie chciała tej inwestycji. Sir Sean propozycji nie przyjął. Trump zabiegał jeszcze, by aktor wziął udział w uroczystości otwarcia pola i wykonał pierwsze uderzenia, ale i to się nie udało.

Golf dał mu też żonę. Drugą. Pierwszą była pani Diane Cliento, aktorka, którą poznał w 1957 roku podczas pracy nad telewizyjną wersją sztuki Eugene O’Neilla „Anna Christie” (grali w niej kochanków). Małżeństwem zostali w listopadzie 1962 roku (wkrótce po nakręceniu „Goldfingera”), owocem ich związku jest syn Jason, urodzony sześć tygodni po uroczystości ślubnej. Związek przetrwał do chwili, gdy Sean Connery spotkał w 1970 roku w północnej Afryce Micheline Roquebrune, marokańsko-francuską artystkę, malarkę i pasjonatkę golfa. Pani Roquebrun, mająca za sobą dwa nieudane małżeństwa oraz trójkę dzieci, próbowała też sił w grze profesjonalnej. Dostrzegli się w Mohammedia Royal Golf Club w Casablance podczas turnieju La Coupe du Roi de Maroc (Puchar Króla Maroka). Ona była jeszcze mężatką, on też miał ślubną żonę. Oboje wygrali tamten turniej w swych kategoriach i nie było odwrotu od wzajemnego zauroczenia, nawet jeśli początkowo nie mówili w żadnym wspólnym języku, poza językiem ciała. Siłą rzeczy nie pobrali się od razu, ale wkrótce zamieszkali razem w Hiszpanii, w Marbelli. Niektórzy twierdzą, że z powodu chęci uniknięcia brytyjskich podatków, ale na pewno z racji tego, że mieli niedaleko od domu 24 pola golfowe. Przeżyli razem 45 lat, większość czasu poświęcając wspólnej w grze na polach golfowych Szkocji, Francji, Hiszpanii i USA.

Gdy Sir Sean po siedemdziesiątce ograniczył pracę aktorską, spędzał większość czasu w domu w Lynford Cay na Bahamach. Grał prawie każdego ranka, najczęściej z Micheline. O golfa pytano go mnóstwo razy, dwa lata temu napisał też głośny esej w „Golf Today” pod tytułem „Bond, golf .. i ja”. Przypominając scenę z „Goldfingera” i jej skutki, stwierdził, że wcześnie zaczął postrzegać golf jako metaforę życia, ponieważ w tym sporcie w zasadzie gra się tylko ze sobą i rzecz idzie o to, by robić to coraz lepiej. Oszukiwanie zawsze oznacza przegraną, bo oszukuje się siebie, ale skoro Ian Fleming przedstawił Aurica Goldfingera jako wyjątkowego oszusta, jako James Bond nie mógł żałować, że sam łamiąc reguły zapobiega zwycięstwu zła.

Miał też świadomość, że golf jest świetnym pomostem między światem biznesu, sztuki i filantropii. I można z powodzeniem wykorzystywać ten fakt, by pomagać innym. Zmarł w domu na Bahamach. Miał 90 lat. Syn Jason informując o tym fakcie media dodał:  „Gdziekolwiek teraz jest, mam nadzieję, że ma tam pole golfowe”.

Krzysztof Rawa. “Golf&Roll” nr 3-2020

 

© 2023 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o