10 rzeczy, które zabijają golfa
Przez kilka sezonów najlepszy zawodowy golfista w Polsce, lider rankingu…
Na co dzień jestem optymistą. Myślę, że moi czytelnicy wiedzą o tym bardzo dobrze. Podczas lekcji staram się, aby skupiali się oni na dobrych stronach ich swingu, ponieważ zawsze dostajesz to, o czym najwięcej myślisz. W życiu jest tak samo: wolę koncentrować się na tym, co jest dobre tu i teraz, bo właśnie te chwile tworzą nasze życie.
Dla wielu moich uczniów w Polsce takie podejście brzmi co najmniej dziwnie. Myślą, że mam typowo amerykańską postawę „Yeah man, no problem…”, z szerokim uśmiechem na twarzy i różowymi okularami na nosie do kompletu. Bywa, że uczniowie nie kontynuują pracy ze mną, ponieważ szukają poważnych problemów w swojej technice i oczekują mocniejszej krytyki. Wierzą, że naprawią swoje błędy dopiero, kiedy te zostaną wyraźnie wypunktowane. Po 30-stu latach zrozumiałem, że to nie najlepsza droga, by coś naprawić. Wiesz, dlaczego? Zawsze będzie „coś nie tak” z twoim swingiem, albo z twoim życiem. Jeśli przez większość czasu szukasz dziury w całym, to sam siebie skazujesz na niekończącą się walkę.
Jednak, dziś wyjątkowo jestem w nastroju do narzekania. Tak, więc artykuł ten dedykuję pewnej zdrowej (i konstruktywnej) krytyce. Poniżej znajduje się lista pomysłów i postaw, które psują przyjemność gry w golfa w Polsce i nie tylko.
1). Golf jako biznes. Przemysł golfowy staje się coraz bardziej szalony. Tak wygląda świat, w którym dziś żyjemy. Wszystko jest na sprzedaż, coraz więcej ludzi stara się wzbogacić na golfie. Weźmy jako przykład najlepiej sprzedający się produkt: piłki golfowe. Ciągłe ulepszenia i zwiększenie dystansu przez ostatnie 30 lat sprowadziły tradycyjne pola do kategorii antyków. Na całym świecie przeznaczono miliony na renowacje i wydłużenie pól golfowych. Kiedyś naszymi driverami uderzaliśmy piłkę na 200 metrów, 18 dołków graliśmy w 3 godziny i w południe byliśmy w domu. Teraz dystanse są dużo większe, ponieważ piłki mogą lecieć o wiele dalej (więc fabryki sprzedają ich więcej), a my potrzebujemy proporcjonalnie 20% więcej czasu i energii na grę. Czy myślisz, że w innej dyscyplinie sportowej takie działanie byłoby dozwolone? Co stałoby się z baseballem, jeśli „ulepszona piłka” pozwalałaby na to, że każdy kiepski gracz może nią wybić za płot? Czy wtedy należałoby przebudować wszystkie stadiony? Czy może organizatorzy i zawodnicy szybko powiedzieliby ci, gdzie możesz wsadzić sobie tę nową piłkę?
2). Specjalistyczny sprzęt. Pod tym pojęciem kryją się instrukcje, kamery video, launch monitors, radary, Flightscope, Trackman, K-Vest, itd, itd. Czy w dzisiejszych czasach golf może być jeszcze bardziej skomplikowany? Myślisz, że to wszystko pomogło Tigerowi Woodsowi, prawdopodobnie najlepszemu graczowi w historii? Rytuały przed uderzeniem. Rytuały po uderzeniu. Czytanie linii puttowania z czterech różnych stron. Nauka gry w golfa stała się zbyt złożona, w wyniku czego cała runda trwa 5-6 godzin i to sprowadza nas do następnego punktu…
3). Wolne tempo gry. Dziś dla większości graczy najważniejsze jest to, by oszczędzić choć jedno uderzenie na każdej rundzie. Do przesady skupiając się na technice, zapominają o uprzejmości dla innych graczy oraz o tym, by zagrać od razu wtedy, kiedy jest ich kolei. Etykieta nie jest już znakiem dobrego gracza. Liczy się tylko liczba uderzeń. Tak bardzo, że oszukiwanie stało się popularniejsze niż kiedykolwiek. „Ile” jest ważniejsze niż „jak”.
4). Zielona karta. W Ameryce nie potrzebujesz „pozwolenia na grę w golfa”. Nie wierzymy w to. Każdy może (zapłacić) i zagrać. Jeśli nieodpowiednio się zachowujesz, mamy Marshalla, który wyrzuci cię z pola i każdy w to wierzy! Tam golf nie jest czymś ekskluzywnym na publicznych polach golfowych, a publicznych pól jest większość. Idziesz grać z przyjaciółmi i to od nich się uczysz. Jeśli masz kłopoty, podnosisz piłkę, przechodzisz do następnego dołka i jest to zupełnie normalne. Nikt w Stanach nie liczy powyżej 10 uderzeń. Wolą powiedzieć: „To wystarczająco dużo zabawy jak na jeden dołek”.